No tak. Nie zamierzałam pisać, przecież nie o tej porze. Ale za 10 minut trzeba budzić Skakankę do szkoły, więc chwilowo nie ma sensu się kłaść. Mogę za to dać znać Czytelnikom, iż w rzeczy samej - żyję.
W nocy pracuje się dobrze, bo cisza, choć właściwie słyszy się cały hałas, przed którym chroni normalnie sen. Godziny do deadline'u tylko lecą znacznie szybciej, zwłaszcza gdy dla odmiany nie tłumaczy się ani pali fundamentowych, ani współczesnej sztuki plakatowej. Gdy temat ma znaczenie, po prostu się leci zdanie po zdaniu, na pełnej przytomności umysłu, który może nie do końca pamięta jaki dzisiaj dzień tygodnia, ale pamięta, gdzie się zawahał przy doborze słów.
Komar na ścianie był ze mną cały czas. Zmarznięty chudziutki leniwiec, nie przeszkadzam mu w ostatnich dniach życia. Za lampką nad biurkiem siedzi jak jeszcze wspomnienie lata. Mógłby zostać na zimę.
Za oknem przez chwilę było kolorowo, potem poszarzało. To co dla nas jest wschodem słońca, to przecież jedynie obrót ziemi w tę samą stronę co zawsze. Dzwoni budzik. Nasłuchuję, czy ludzkość w domu też przewraca się na drugi bok.
I tylko szkoda, bo o tej porze normalnie kawa, a teraz jakby nie ma po co. Proszę dzwoniących o niedenerwowanie się, planuję bowiem spać od wkrótce aż do kawy o 14. Dobrej nocy.
Dzisiaj ja... zamieniam noc w dzień ;-)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak termin oddania dużej pracy w poniedziałek...