środa, 17 października 2012

paradise lost

Bywa, że jak człowiek pójdzie znowu później spać, bo przemiły Gość ze Stolycy, i nastawi się na bardzo szybkie spanie regenerujące, coś staje na przeszkodzie. Jak ząb. Ząb syna, nie wiadomo który, ale syn zgłasza, że jakby boli.

Więc najpierw człowiek myśli, że być może to zmyłka i że dziecko w końcu zaśnie. Potem przewracając się idzie sprawdzać do łazienki, czy jest coś na rzeczy. Ponieważ nic nie widzi (i ma nadzieję, że to jeszcze nie z powodu wieku), wstrzymuje się z podaniem czegoś przeciwbólowego. By obraz kliniczny zachował pełną jasność.

Potem syn kręci się w łóżku jak wskazówka kompasu. Więc trzeba co jakiś czas ustalać północ i przykrywać kołdrą. Następnie już całą pewnością budzik ogłasza, że jest rano, i plan szybkiej regeneracji wziął w łeb. Plan B zakłada wizytę u dentysty i próbę dogonienia Męża z przemiłym Gościem ze Stolycy na mieście. Dentysta odkrywa bardzo chory ząb, ale kompletnie nie tam, gdzie syn zgłaszał.

Dojeżdżam przez przedszkole wprost do coffee shopu w centrum, i miejsce zajmuję przy opróżnionych talerzykach po cieście - w nadziei, że kawa. I po minach panów już widzę, że ten punkt programu minął bezpowrotnie. Boski już na spotkanie w pracy, Gość już na dalszą część podróży służbowej.

Koncentracja na zadaniu. Żadnych zbędnych słów. Perfect timing. Męska rzecz. Jak jest ich razem więcej, widać jak na dłoni, że tacy po prostu są.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz