Wkraczam do szatni przedszkola, jak gdyby był to najsłoneczniejszy piątek, a nie poniedziałek z kałużami i drzwiami przymarzniętymi do karoserii auta.
Dzień dobry, witam wszystkich z takim entuzjazmem, że myślę, iż połowie otwiera się nóż w kieszeni. No ale nie ma czasu wyjaśniać, że chciałam jakoś ku pokrzepieniu serc i wbrew sobie, że niby nie szkodzi tez, że już spóźnieni na śniadanie.
I wtedy Grzybek ma swoją nieprzewidzianą solówkę:
Wczoraj wymiotowałem.
Teraz wszystkie światła i mikrofony na nas. Ale tylko jeden raz rano, wyjaśniam. Choć chciałabym móc dopowiedzieć, jak trudno siedzi się cały dzień w domu, w jednym pokoju zwanym szumnie salonem, potykając się o łysiejącą na potęgę choinkę. Zwłaszcza gdy to jest niedziela.
Rodzice i tak mi nie wybaczą.
Wychodzę z szatni w dzień, któremu jeszcze i teraz nadal nie widać końca.
dzieci potrafią nam zafundować takie zaskakujące występy;-)
OdpowiedzUsuńoraz zdrówka dla Grzybka!
Okruszyno, życzę więc cudownej nocy!
OdpowiedzUsuńOraz pięknego wschodu słońca!
nam też się kiedyś coś takiego przytrafiła tylko że w żłobku i powiedział że wieczorem
OdpowiedzUsuńtak, dzieci mają ogląd rzeczywistości nieskażony polityczną poprawnością...
OdpowiedzUsuń