środa, 2 stycznia 2013

Poranek, dzien pierwszy

Auto wiezie mnie gdzies.

Po dwoch kawach moglabym wypic i trzecia i pasc bez przytomnosci. Wyjscie z trybu urlopowego to jakas przemozna niemoznosc.

Boski mowi, czy ty sie nie spieszysz do pracy, i mowie, spiesze sie. Tylko tkwie na fizjologicznej scianie, a przepasc miedzy tym, co bym chciala, a co moge, poglebia moja chwilowa bezsilnosc.

Wiec auto wiezie mnie gdzies, rece na kierownicy, a z radia nie wiem, czy Spice Girls, czy Lionel Richie, i czy ja mam w tym roku lat szesnascie, czy prawie czterdziesci. W lusteku widac tylko cienie do powiek za siedem piecdziesiat.

I mam nadzieje, ze droga mnie wiedzie do pracy, co chwila jakies tory kolejowe, a mnie brak tlenu, wiec zjezdzam na pobocze i powinnam zrobic kilka przysiadow i kilka krokow. Przypomniec sobie, dokad jade jako uczestnik ruchu. Zamiast tego pisze.

I bardziej niz brak tlenu martwi mnie kompletny brak polskiej czcionki.

-- Sent from my HP Pre



4 komentarze:

  1. Obyś szczęśliwie dotarła do celu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. no spokojnie poradzisz sobie a mnie brakuje takiego oddechu i zrobienia uff nastawiona na szybko rób dużo pracy...

    OdpowiedzUsuń