piątek, 18 stycznia 2013

piekarski na mękach

O, myślę, jak bardzo musi być widać, jak cierpię, przedzierając się przez kolejne strony zlecenia jakże komercyjnego. A przecież Friday.

Nie wiem, kto wymyślił związek frazeologiczny "wolny zawód". Te słowa nie bardzo mają się ku sobie. Znaczy pracujesz na ogół wtedy, gdy inni nie, i nigdy nie wiesz na pewno, kiedy. Powiązania z wolnością nader luźne. Chyba że zawód przeżywasz taki, że nie napisałeś w tym czasie powieści, zdarzało Ci się zarywać noce, za to całą odpowiedzialność za owoce swojej pracy niosłeś na własnych plecach.

Nie wiem już ile metrów pod ziemią siedząc, zgubiłam gdzieś "mapę zmiany pola prędkości fali". Tu moja wyobraźnia się kończy. Zaraz więc zgaszę komputer, w ramach i wolności, i zawodu.

W międzyczasie serdecznie dziękuję niezidentyfikowanej acz kulinarnie utalentowanej osobie, za sprawą której w naszym domu znalazły się marynowane grzybki. Jem prosto ze słoika, w nadziei, że zbieracz wiedział, co za jedne. Pyszne. W dodatku zero kalorii.

1 komentarz:

  1. Za sprawą mą i proszę bardzo, a utalentowana moja Mama :)
    Myślałam, że A od J już zjadła, też się odgrażała, że wszystko zje ze słoiczka.
    Chyba że to nie ten słoiczek ;)
    a co w nim, tego nie wiem.... upsss

    OdpowiedzUsuń