Znowu schodzę pod ziemię.
Dawno już nie widziałam warstw, tu Karbon, tam Dewon, tu duża porowatość, tam współczynnik Poissona.
Wiercę chodnik metodą strzałową, badam przyczyny wybuchów. Zastanawiam się, jaka pogoda te 1200 metrów nad głową.
Jutro mam oddać pierwsze równo przetłumaczone strony, by uwiarygodnić swą wąską specjalizację.
A ja rozmyślam jedynie o tym, czy przebrnę i znajdę chodnik do windy z powrotem na wierzch. I oby tylko wtedy nie oślepnąć, jak Łysek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz