sobota, 26 stycznia 2013

zasoby własne

Ponieważ wyszło w końcu słońce, co robi wielką różnicę, zastanawiam się, czy nie mogłabym fotosyntezować. Ponieważ wszystko utknęło w zatokach, dostawy tlenu do organizmu zmniejszyły się o dwie trzecie.

Cieszy mnie bardzo w tych dniach listopisanie. To dobra strona choroby. Komputer wrócił z naprawy i teraz będzie łatwiejsze. Dwadzieścia lat temu wystarczał papier. Dużo papieru.

Siedzę i oglądam maszynkę do płukania zatok, załatwioną onegdaj przez Dosię. I chociaż amerykańska, i język rozumiem, nie mam nadal odwagi. Lista wskazań i przeciw kompletnie mnie onieśmiela. A w razie komplikacji doktorów House'ów u nas brak.

Skakanka przekaszlała całą noc i daje radę kaszleć nadal. Pewnych zasoby jak widać mamy w ilościach nieograniczonych. Rurociąg kataru, łącze stałe kaszlu, ale już tylko ostatnia rolka papieru toaletowego, bo wysmarkaliśmy za dużo metrów sześciennych.

Boski bierze Grzybka na sanki - i ja, zamiast skakać z radości, w okno patrząc mam nadzieję, że wrócą zdrowi.

Rosół trzeba wstawiać.

1 komentarz: