Ponieważ wyszło w końcu słońce, co robi wielką różnicę, zastanawiam się, czy nie mogłabym fotosyntezować. Ponieważ wszystko utknęło w zatokach, dostawy tlenu do organizmu zmniejszyły się o dwie trzecie.
Cieszy mnie bardzo w tych dniach listopisanie. To dobra strona choroby. Komputer wrócił z naprawy i teraz będzie łatwiejsze. Dwadzieścia lat temu wystarczał papier. Dużo papieru.
Siedzę i oglądam maszynkę do płukania zatok, załatwioną onegdaj przez Dosię. I chociaż amerykańska, i język rozumiem, nie mam nadal odwagi. Lista wskazań i przeciw kompletnie mnie onieśmiela. A w razie komplikacji doktorów House'ów u nas brak.
Skakanka przekaszlała całą noc i daje radę kaszleć nadal. Pewnych zasoby jak widać mamy w ilościach nieograniczonych. Rurociąg kataru, łącze stałe kaszlu, ale już tylko ostatnia rolka papieru toaletowego, bo wysmarkaliśmy za dużo metrów sześciennych.
Boski bierze Grzybka na sanki - i ja, zamiast skakać z radości, w okno patrząc mam nadzieję, że wrócą zdrowi.
Rosół trzeba wstawiać.
:) zdrówka życzę:)
OdpowiedzUsuń