czwartek, 31 stycznia 2013

coming out

Modne ostatnio jest mówienie o macierzyństwie bez lukru, o dekadach nieleczonej depresji poporodowej. Całkiem i coraz bardziej fashy jest masochistyczne odtwarzanie scen matczynej mordęgi, nudy w piaskownicy, śmierci gotowania zupek, poczucia izolacji od całego świata. I jeszcze świnia mąż ma lepiej bo chodzi do pracy. Znaczy wychodzi. A ja siedzę.

Jak gdyby samo mówienie o tym mogło uczynić kogokolwiek szczęśliwszym. No, może kilka endorfin w związku z faktem, że inne mają tak samo.

Mało się mówi o bólu pustego brzucha, o tęsknocie za narodzinami. Mało się mówi o tym, że to, że świat pędzi do przodu po ACCA-je i inne hece, a kobieta miewa ochotę być kobietą. Tą od relacji. Tą od dobrego klimatu. Tą, co bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna od uśmiechu. Tą, co nie czeka, aż ją ktoś z domu wypuści, ale potrafi z niego wyjść i wrócić. Taką od działań pro publico bono, na jakie będąc biznes łoman nie znalazła by w życiu czasu.

Znam kobiety tak operatywne, co poruszając się bo metropolii tramwajem, z wózkiem, a w nim półrocznym dzieckiem, organizują ogólnopolską konferencję na kilkaset osób. Bo mąż akurat potrzebował auta, na którym wykleili sobie napis: Życie jest piękne. Że Ludzie są dobrzy odpadło na deszczu.

Prawdziwa jest depresja kobiety, na której świat postawił krzyż, bo "siedzi w domu" (nawet człowiek o zdrowych zmysłach i wysokim IQ powie tak o macierzyństwie, dziwi się jeden znajomy Father). Zbrodnią dzisiejszych czasów jest utrwalanie takiego obrazu. Kłamstwem, które sprawia, że kobiety nie udzielają sobie samej pomocy, ale przyjmują rolę ofiary.

Wiem, bo tam byłam. Wyszłam. Chciałabym znowu jeszcze zostać mamą.


3 komentarze:

  1. Okruszku, jestem na całkowicie przeciwnym biegunie i dziwię się czasem... Jak to jest, że siedząc z dzieckiem w domu można złapać depresję? Jestem z Małym od półtora roku i za żadne skarby nie oddałabym ani jednego z tych dni!! To naprawdę najpiękniejsze momenty w życiu:) Macierzyństwo nie potrzebuje lukru, bo to najsłodszy czas... po prostu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja kocham wracać do Lidka. Chce mi się. Bardzo zazdroszczę tym co mogą posiedzieć. Bo ja dziecku migam. Pozwolę sobie bywać. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. oj wiem ja z Matim miałam depreche bo tylko dziecię bo dziecie płakało a ja nie mogłam nic poradzić a mąż ucieszony wracal i jakby mnie nie rozumial że w domu że siedze ech i zero znajomych bo inne mamy z wózkami gadają a ja sama i to mnie przytłaczało że nie miałam do kogo tak naprawdę się odezwać... a teraz Dzieci chore jestem sama z nimi i jest mi dobrze i nie chce iść do pracy... dobrze mi bo mogę z synkiem pogadać,i tez nie mam znajomych ale jakos mi inaczej łatwiej spokojniej...

    OdpowiedzUsuń