A nie mówiłam, że w tym tygodniu będzie po zimie?
Zima spływa sobie do studzienek zbiorczych. Rynsztok zabiera wspomnienie sanek tym, co bieli nie przechorowali, jak my.
Mówię jej, moja droga, dobrze że wpadłaś, nie wracaj za szybko. Zabierz też zatkane moje zatoki i zmieniony głos. Może odzyskam w ten sposób smak i węch, który obecnie nie odróżnia risottta od waty.
Zarazem obmyślam, na co zmienić wkrótce stały zestaw odzieży, składający się z dwóch sukienek i kilku sweterków. Poszłabym przemierzyć to czy tamto. Póki co plan dnia bywa obecnie wypadkową lekarzy, urzędów i napraw komputera (wrócił z serwisu i znowu przestał działać. Dziś zaradna kobieta musi umieć nie tylko posługiwać się młotkiem).
Poza tym urządzamy feryjne domowe rozrywki ze Skakanką. Żeby jej wiek niebawem nastoletni nie zostawił z nas dwóch obcych sobie zupełnie bytów.
I tylko pisanie mi gdzieś uciekło.
oj spływa, spływa...
OdpowiedzUsuńcieknie, kapie i tylko ślisko nadal
Okruszynko, a mogłabys poprosić zimę, żeby z Zakopanego jeszcze nie spływała? Mogę tu chodzić w jednych spodniach narciarskich cały czas ;)
OdpowiedzUsuńech szkoda jednak tej zimy.... no niestety czasami nie ma co liczyć na mężczyznę...
OdpowiedzUsuńjakie sanki? a rzeczywiście, przecież ja też biel przeleżałam... w bieli :/ smak? węch? a rzeczywiście słyszałam kiedyś o czymś takim. podpisuję petycję o ustawowe wyeliminowanie wirusów !!!
OdpowiedzUsuń