środa, 25 września 2013

13:50-15:30

Ekskluzywny dom handlowy użycza mi co dzień parkingu, gdy jadę do szkoły Grzybka. Bowiem nigdzie indziej nie da się zostawić auta. I tu mijam kolejne strzałki - P4, P5, P6, które dziś wyjątkowo kojarzą mi się z czym innym niż poziomy. Miejsca zazwyczaj dopiero na P6. Potem zapominam i na ogół błąkamy się po piętrach w poszukiwaniu.

Mój parking zbiega się z korporacją Boskiego, która mieści się na P4. Pracownik wczoraj doniósł, że mnie widział, i jak przypominam sobie swój dress code w postaci dresu - postanawiam dziś zadbać o dobre imię Męża i przed wyjściem z auta ubrać chociaż szczątkowy makijaż.

Grzybek w szampańskim nastroju, w spodniach tyłem do przodu po w-fie. Kurtkę przewraca na prawą stronę ciosem karate, a następnie ubiera kapturem do dołu. Znaczy kaptur znajduje się na siedzeniu, a dolny ściągacz kurtki pod szyją.

W drodze gra nam Camille Saint-Saens i wiem, że pewnych dźwięków mi nie wolno, bo ulegam rozpadowi na kawałki i szybuję w tej postaci w rewiry niesprzyjające przytomności. A matka powinna brać życie za pysk. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Na przejściu dla pieszych zatrzymuję się na widok kubka papierowego z kawą. Przyczepiony doń student zdumionym skinieniem głowy wyraża wdzięczność. Nie mam jak powiedzieć, że pomyślałam, jaka szkoda by była, gdyby się kawa wylała.

1 komentarz:

  1. grzybek jest agent hehe... kiedyś też szukaliśmy auta na parkingu bylo zabawnie hehe

    OdpowiedzUsuń