Wątłe i skłonne do melancholii pióro Okruszyny nie podoła opisać dalszego biegu wypadków. Z tradycyjnymi dwiema bitymi godzinami na odbiór drugiego dziecka z drugiej szkoły. I jak to możliwe, że marzy się jeszcze trzecie i czwarte, w trzeciej i czwartej szkole, czemu nie.
Na koniec wybiegam czerwona na twarzy jak Pocahontas, by porównanie wypadło na plus, ze zmysłowym zapachem smażonych kotletów we włosach, któremu nie oparł się nawet Hugo Boss. W sensie perfumowana ogromnie próbka zapachu ze wsi. Nie żeby z chlewni od sąsiedniego gospodarza, lecz z angielskiej fabryki, gdzie latem pracowała sąsiadka. Muszę napisać do producenta, żeby popracowali nad formułą w zderzeniu z kuchnią polską. By była nieco trwalsza.
Zawsze mogę sobie wyobrażać, że świetnie sobie radzę, nie popełniam błędów i nic nie rani wielce nieprzystosowanych moich trybików. I prowadzę skupiony tryb życia w towarzystwie jakże bezpiecznych kolorów i faktur, zupełnie jak ta pani ze zdjęcia EyesWideOpen. Bratku, to dla mnie fotografia roku 2013. Gdybyś znowu pisał konkurs.
Ależ piękne...
OdpowiedzUsuńtrochę jak Vermeer.
Bo radzisz sobie, a błędy popełnia każdy.
OdpowiedzUsuńGdyby ta Pani ze zdjęcia zdjęła czepek i rozpuściła włosy, to pobiegłaby do magla z tym prześcieradłem. :)
A ona w odbiciu światła widzi wszystkie zagniecenia i zastanawia się czy w jej żelazku wystarczy duszy by je doprasować :)))
Piękne zdjęcie!
Pozdrawiam Cię Pocahontas ;P (haha)