Wybitne umysły, jak Mero, w czasie czuwania tworzą odezwy do ludzkości, We- the People, które można potem podpisać i zanieść do Derekcji. U mnie nic.
Po nocy, gdy sen płoszy się jak nieprzyzwyczajony do ruchu ulicznego koń, powieki kłują przez cały dzień tysiącami małych igiełek. Rzeczy lecą z rąk, brakuje tlenu, wszystkie sprawy ogarnia przemożna hiperbolizacja.
Łatwiej byłoby znieść tę nagłą niemożność pojednania się z porą odpoczynku, gdybym wiedziała, że w tym samym czasie inni walczą. Efektywność zaś w tym momencie to ulatująca przez uchylone okno zjawa. Sabotażysta więzi międzyludzkich, opartych na współodczuwaniu i traceniu dla siebie nawzajem czasu. Pójściu stu kroków, gdy wydaje się, że mam do oddania tylko trzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz