środa, 11 września 2013

bez broni

Grzybek na wieczór niedomaga. I widzę, że mu niedobrze, i z efektami ubocznymi niedobrze zmagamy się do rana. Jak zwykle gdy po sezonie zdrowia jak ryba zaczyna się z zaskoczenia sezon niedomagań, i to nocnych, Okruszyna w pierwszym odruchu przeżywa żal nad sobą i trwogę, jak podoła materii codzienności. Dopiero potem przypomina sobie, dopiero potem widzi, że mały człowiek, dla którego się jeszcze jest całym światem. Boski Andy, dzielny nad wyobrażenie, kładzie się z miską na materacu obok Grzybka, i co pół godziny słyszę jego głośne na pomoc i lecę. Oboje z Boskim zauważamy, że za każdym razem tej doby lecimy w jednym kapciu. Drugi kapeć jakoś musi sobie poradzić z tym, że jest drugi i w kącie.

A potem bezbronne pytanie Skakanki zadane w niemoc umordowanej nocą pidżamy: mamo, odprowadzisz? Mimo że przecież do szkoły już może chadzać sama.

Pewnie. W pięć minut w kurtce przed deszczem. Zdanżamy, bo od tego jest rodzic. Żeby bezbronność zaopiekować.

Siatki z sucharkiem niosę, nieprzytomnie myśląc, że i kawa na nic, i w windzie z lustra patrzy na mnie kobieta nie bardzo zrobiona, z fryzurą sprzed ery nocnych niedomagań, bez makijażu, co by chronił przed światem. A jednak się uśmiecha.

3 komentarze:

  1. A jednak! :) Bo matka to odrębny gatunek ;)
    Zdrowia życzę młodszym i cierpliwości starszym.
    Sezon i na nas zaczyna wystawiać swoje rogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpinam się pod Mirabelkę!Zaczął się trudny czas - wzmożonej opieki , nieciekawej pogody!
      Przetrzymamy!:)
      Zdrowia życzę:) i ciągłego uśmiechu

      Usuń
    2. Dziękuję. Dopiero teraz, ale serdecznie.
      O.

      Usuń