sobota, 21 września 2013

ślimak

Na Moście Warszawskim spotykam ślimaka winniczka. Leży przewrócony na bok ze źdźbłem trawy. Nie wiem, czy zmiótł go podmuch kogoś, kto pędził akurat ścieżką biegową, czy rowerzysta potrącił nieboraka i zbiegł z miejsca wypadku. Podnoszę i oglądam obrażenia, które obiektywnie raczej niewielkie. Choć subiektywnie widać, że się załamał kompletnie. Kładę na murku i przemawiam mu do rozsądku, by odzyskał przyczepność do podłoża. I generalnie, by nie zamykał się w sobie, bo niemiłe wypadki się zdarzają. Choć nie powinniśmy przesądnie wierzyć, że chodzą parami czy bardziej tłumnie.

No dawaj, powtarzam jeszcze. Dasz radę. Potem zostawiam go w słońcu ostatniego dnia lata, mając nadzieję, że odzyska formę i w końcu wyjdzie z siebie. Ku słońcu, które dzisiaj jest, a jutro może już mniej. I naprzeciw wszystkim innym wielce ryzykownym sprawom, dla których jednak warto. Przy całej niepewności nadziei, że przy kolejnym wypadku znajdą się ręce, które pozbierają z rozsypki i przeniosą w bezpieczne miejsce.

2 komentarze: