Nie widziałam 21 gramów, chociaz moze bym chciała, ale do kinematografii eschatologicznej nie mogę się przełamać. Dość, ze ostatniej nocy śni mi się pokaz albumu ze zdjęciami z The Body Farm przy Uniwersytecie w Tennessee. Listopad jest stanowczo za długi.
Ale ja o czym innym chciałam. Podobno film jest o tym, ze dusza wazy niewiele więcej niz paczka proszku do pieczenia na kilogram mąki.
A ja od Kolegi Od Książki odbieram mailem 5 MB jego książki. Proszę bardzo, cała zmieszczona, rozdziały, podrozdziały, spis treści i podziękowania. Ostatnie jakieś szlify, wtracam przecinek raz na sto stron, zaraz ją wypuszczą na księgarskie półki, nakleją kod kreskowy, potem zrobią z niej seminaria i wykłady.
Tylko tyle, 5 megabajtów. Dobra, za nimi godziny, miesiące i lata, ale efekt końcowy w trzydzieści sekund przechodzi przez pocztę elektroniczną.
Nastrój mnie ogarnia jakiś podniosły, amatorzy pióra i zapachu świezengo druku zrozumieją bez trudu, jakie we mnie rodzą się instynkty.
Film na mnie zrobił ogromne wrażenie. Polecam... jest z gatunków tych o których trudno zapomniec.
OdpowiedzUsuńTakże polecam 21 gramów, niedawno obejrzałam powtórnie i zapewne nie był to ostatni raz. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNo to pewnie w końcu obejrzę:) Pzdr
OdpowiedzUsuń