sobota, 7 listopada 2009

kitchenstory

Entuzjazm kuchenny Julii Child udziela się i mnie, i te ostatnie dni gotowania i serwowania są naznaczone joie de vivre, to szczególnie w sensie przyjemności podniebienia. Zachwycamy się więc ze Skakanką smakiem kremu czekoladowego, i odkryciem wydaje mi się groszek w sheperd's pie. Gdy goście w drzwiach, potrawy wyglądają znacznie lepiej ode mnie, gdyż z całą pewnością nie zdążyłam wysuszyć włosów i radośnie sterczą a la lata osiemdziesiąte, wideoteka dorosłego człowieka i Majka Jeżowska - dzidzia piernik par excellence. Ale to uroczystości chorej coraz bardziej, mimo antybotyku i medycyny domowej, Skakanki, więc nie muszę wyglądać, jakbym właśnie wyszła ze srebrego ekranu w przerwie na reklamę pantin pro-wi.
Teść, który kiedyś powiedział, kto by chciał nakręcić film o takiej Okruszynie w domowym zaciszu (Łepkowska by takiego scenariusza nie wymyśliła), tym smamym poddając mi impuls w stronę opowiedzenia jednak tej historii, wchodzi do kuchni mojej obolałej i mówi, Okruszyno, tak mi się marzy, żebyś tu miała zmywarkę. A ja powstrzymuję odruch, by podskakiwać z radości i dyplomatycznie odpowiadam: noo, moze zmieściłaby się.
Gdy teść bowiem daje nihil obstat, boski Andy musi ulec tej jakościowej i ilościowej większości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz