Słucham w aucie pogodnej powieści o kobiecej agencji detektywistycznej w Botswanie. I uświadamiam sobie, że niezbędnym elementem dobrze działajacej firmy jest sekretarka.
Jej brak staje się coraz bardziej dotkliwy. Jakże przydałaby się żwawa i zmyślna towrzyszka, która uprzątnęłaby tymczasowy stosik papierów - jakaś absolwentka Botswana Secretarial College. Tam uczą, że biuro nalezy zostawiać w takim porządku, jak gdyby w nocy miał w nim harcować szczur pożerający papiery. Rozgladam się wkoło - tak, w moim home office taki paper rat zdechłby z przejedzenia.
Odnotowuję za to drobne sukcesy w kwestii prania. Zdecydowanie go ubyło i dziwię się, że jestem tak szybka, iż nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiłam to wszystko. Potem przypominam sobie, że tą część prania, która się nie mieściła w łazience, w kilku workach wyniosłam na balkon. Na placach się skradam do drzwi balkonowych, sprawdzić. Jest.
Może jednak nie sekretarka, tylko pomoc domowa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz