Z odsieczą przybywa opiekunka, a takze boski A.
Boski A. wychodzi z pracy o piętnastej, co jest zapewne ścigane jakimś paragrafem korpo-etyki, i przebywszy rowerem trasę przez bibliotekę miejską, gdzie rośnie mój dług, oraz park stawia się pod drzwiami o szesnastej pięć.
Skakanka czeka jak nigdy, gdyż mamy sprawę niecierpiącą zwłoki. Otóz na folderku ze słoniem przykleiłyśmy koniecznych sześć naklejek z kolekcji małych zwierzątek z wodogłowiem (littlest pet shop, posiadacze córek wiedzą), wymiótłszy kąty, niczym ewangeliczna wdowa poszukująca zaginionej monety, w celu odnalezienia naklejek brakujących. Tu dodam, ze Skakanka już całkiem wyspecjalizowała się w interesownych modlitwach do św. Antoniego i kilka wieków temu z pewnością za kieszonkowe kupowałaby odpusty.
I gdy boski Andy z zołądkiem na kręgosłupie wstawia głowę w drzwi z nadzieją na bezzwłoczne podłączenie do podajnika z obiadem, machamy mu folderkiem przed oczami i, robiąc minę spaniela, wysyłamy do sklepu papierniczego nieopodal po odbiór nagrody. Nagroda bowiem, jak mówię, widząc pewne takie niedowierzanie na twarzy męża, jest zupełnie gratis. Skakanka zaś dodaje, ze nie tylko gratis, ale i za darmo.
I boski Andy wraca do domu po raz drugi, ze słoniem do kolekcji. Spokojnie mogę zasiadać do pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz