Niestrudzony graphic designer pomaga mi zamieścić ten tu poster z lewej, w ramach sobotniego przemeblowania. Etykieta jest to zastępcza, etykieta po to, by trafić na półkę z jakąś kategorią, dajmy na to, gosposi i to nie byle jakiej. Niech Czytelnik zwróci uwagę na fryzurę, makijaż oraz klipsy - ta gospodyni domowa wstała o piątej rano, by wyglądać tak, jak wygląda, i ma za sobą noc na wałkach. A po niej nie widać.
Z lekkością dźwiga tacę z produktami, które zapewnią szczęście i zdrowie wszystkim domownikom - sylwetka wyrzeźbiła zapewne praca w ogrodzie oraz podnoszenie siatek z zakupami. Posyła nam wszystkim uśmiech, bo prace domowe to dla niej pestka, i na łyzce, którą spróbuje zaraz smak marchewki z groszkiem, pozostawi ślad karminowej szminki.
Takie to myśli chodzą mi po głowie, gdy wchodzę w trzeci tydzień L4 z dziećmi. Że ja, drodzy państwo, tego, za przeproszeniem, ideału, nie dogonię nigdy i nie znajdziecie u mnie w domu ani śladu krochmalu, ani śladu szminki.
Utknęłam pomiędzy odległymi gatunkami kury domowej i rekina biznesu, ze skłonnością ku pierwszemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz