poniedziałek, 26 kwietnia 2010

au matin

Kawę stawiam na pralce w ten słoneczny poranek, utorowawszy sobie drogę do łazienki przez kupki z praniem w pięciu kolorach. Dzieci w wannie usiłują pływać na kółkach dmuchanych, nabytych w sobotę w aquaparku na prowincji, bo tam taniej. Odmaczają bród wczorajszy jeszcze, po wyprawie w pagóry, z którym przecież całkiem dobrze spały. Zastanawiam się, założywszy już wczoraj, że dziś rano nigdzie nie musimy zdążyć, jak wyglądają poranki innych uczestników rajdu. Nie wyobrażam sobie, że można zdążyć na ósmą do szkoły, zaczepiwszy o przedszkole, a potem jeszcze do biurka w pracy. I gdy w sposób planowo opóźniony zostawiam dzieci na parę godzin w przedszkolu, i do home office wracam, dopiero łuski spadają z mych oczu. Z zakupami ratującymi pustki w lodówce, przez stosy prania, które zaczynam prać, docieram do niepościelonych łózek i rozsypanych od rana układanek oraz przyjmuję w tych okolicznościach panów od instalacji elektrycznej. Nie zapadam się pod ziemię, ale zaczynam myśleć, że może jednak praca na etacie z obowiązkiem zdążania rano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz