środa, 7 kwietnia 2010

dance me to the end

Ci, którzy myślą, że Okruszyna życie spędza na blogu, spieszę z informacją, że cisza tutaj nigdy nie oznacza, że Okruszyna zapadła w letarg lub że pamiętaj po prostu nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca. I tak oto wczoraj zdążyłam założyć bloga o zdrowym stylu życia i odchudzaniu, a następnie go zamknąć. Nie wiem, na ile to impulsywne działanie obrazuje pewien rodzaj niestałości, jeśli chodzi o wszelkie moje postanowienia odnośnie poprawy kondycji fizycznej, ale sprawcą tutaj był raczej błąd ortograficzny w angielskim tytule bloga, więc posprzątałam go, zanim nastąpiła moja filologiczna kompromitacja. Wpisując jednakowoż do przeglądarki wersję bezbłędną, otrzymałam blog pod tym samym tytułem, za to autorstwa Amerykanki, która przeszła operację stawów i obiecuje wszystkim, że odtąd będzie mniej i zdrowo jeść, oraz uprawiać sporty. Co ciekawe, blog kończy się na tym jednym jedynym wpisie. Z datą kwiecień 2008.

Niemniej jednak, pouczona i ostrzeżona, że słomiany zapał nie służy żadnym projektom, idę dziś z moim karnetem na dance-mix. A ponieważ z przyczyn niezależnych się spóźniam, wchodzę w pośrodek zajęć, gdzie cała sala pełna osób znacznie ode mnie młodszych, w takt muzyki wykonuje zawiłe sekwencje kroków i instruktorka krzyczy, że mam nie stać pod ścianą, lecz robić to samo. A że ambitna ze mnie dziewczyna, do końca próbuję, co musi miejscami wyglądać rozpaczliwie; niestety nikt mnie nie klepie po plecach, żyjemy bowiem w czasach morderczej konkurencji. I pod koniec zajęć wiem już dlaczego w skali trudności blok ten ma aż trzy gwiazdki. Śmiem twierdzić, że wyszedłszy z zajęć miałam ich przed oczami znacznie więcej.

2 komentarze:

  1. Droga Okruszyno, cos tu nie pasi: na wiosnę przed oczami wypada mieć latajace wróbelki (patrz Disney), a nie zimowe gwiazdki :-)
    Klepam Cię wirtualnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, dziś też poproszę.

    OdpowiedzUsuń