piątek, 23 kwietnia 2010

wiosna chodzi w pantofelkach

Być może pisanie codzienne wyostrza pewien określony rodzaj percepcji, która skupia się na szczegółach i natychmiastowo zamienia je w figury stylistyczne. Ze zdumieniem czytam autorkę wieczornego, odkrywając to poczucie komitywy, które może wykształcić się w zarówno w grupie pasjonatów windsurfingu, jak i na spotkaniu anonimowych alkoholików. To taka wspólnota postrzegania, niezależna od zapatrywań i w poprzek społecznej drabiny. Grupa wsparcia też, gdyż grafomanii prawdopodobnie leczyć się nie da.
Więc u autorki czytam dziś o obuwiu, a przecież sama dopiero co zobaczyłam temat na nogach jednej z niewymownie eleganckich mam wysiadających z auta pod przedszkolem. Buty były w różnych odcieniach lila, ze sportowym designem. Pomyślałam od razu, że są nie tylko zjawiskowe, ale i zapewne warte krocie. Te krocie mama zostawiła w sklepie obuwniczym, przed którym stoi pan we fraku i wpuszcza tylko nielicznych, co okazali stan portfela.
Więc buty, to jakby pars pro toto, synekdocha. Spiesząc z pomocą tym, co polski mieli dawno i nieprawda,to taka figura retoryczna, opisująca część zamiast całości. Innymi słowy, mówimy: pantofle, myślimy: wiosna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz