Z gruzownika, którym jest schowek na klatce schodowej, przypadający po jednym na dwa mieszkania, wydobywam manele po ostatnim remoncie, buty narciarskie sąsiadów sprzed trzech dekad, trzykilową stolnicę w prezencie od teściowej, a następnie mój rower, którego dosiadam jedynie od wielkiego dzwonu. Wielki dzwon jak widać nadszedł wraz z karnetem fitness, ale podejrzewam, że musi to być kryzys wieku średniego. Bowiem zaczynam robić rzeczy, na które nigdy nie miałam czasu. Zaczynam nawet wierzyć, że w rachityczne swe ciało w końcu tchnę tężyznę fizyczną.
Wyrabiając zaś normę karnetu, jako że spóźniam się na "zdrowy kręgosłup", biorę udział w "step dance", czyli wchodzeniu na schodek tanecznym krokiem. Jak zwykle spóźniona, wpadam w pośrodek zawiłego układu. Jakoś dobiegam, częściowo doganiam. Cała sala pełna, każdy ze swoim schodkiem robi to samo w takt muzyki techno, która zawsze mój układ nerwowy skłaniała do podrygiwania. Mówię boskiemu Andy'emu, wygląda to niesamowicie, dziewczyny wymiatają te kroki w bok z przeprostem i czym tam jeszcze w pełnej synchronizacji (nie licząc mnie), zawsze tak chciałam. Ale czy sprawia to jakąś wspólnotę, zapytuje boski. Nie, nikt do siebie się nie odzywa, w szatni tylko parada piercingu i tatuaży. Jestem stara, mówię. Ani biznes, ani fitness, mama dziecka z dysfunkcjami, zaplątana na tej sali z innej bajki.
Odstąpisz mi kiedyś karnet?
OdpowiedzUsuńChoćby i dziś:))) A wolisz free style dance czy fit ball &stretch?
OdpowiedzUsuńPodziwiam! Za odporność psychiczną na techno....
OdpowiedzUsuńJa Cię muszę przekabacić na belly. Bo on z założenia jest kobiecowspólnotowy, aczkolwiek do tańca indywidualny. A jak dajesz radę z techno, to pewnie ani arabskie wycie, ani drum solo Cię nie zniechęcą :-)
lubię techno i dance, wyzwala u mnie pokłady energii życiowej, o które bym siebie nie podejrzewała:) czekam na prezentację belly - na majówce?
OdpowiedzUsuń