Uczennica na prawo odwołuje lekcję. Siedzę przed skrzynką pocztową, wróciwszy z przedszkolnej wycieczki z białymi różami i zniczem. Obok niemy telefon. Nie mogę się zebrać w sobie celem oddzwaniania. Niedawno telefonowała Ala McB w charakterze łokcia. Dzwoniła Dag. Mam jeszcze smsy, listy i telefony czekające na odpowiedź. Niestety, zupełnie nie mam czasu. Zajmuje mnie bezczynność, pomieszkuję na tym zawieszeniu, co jak dziurawa kładka łączy sobotę i dziś.
Wracają kolejne trumny i gotuję zupę. Grzybek na zajęciach z terapeutką z rolki po papierze toaletowym robi kwitnące drzewka. Śliczna blondyneczka w wieku lat kilku rozpacza przy trumnie, co stoi na lotnisku od lewego krawędzia (gdy zamykam oczy, to ją widzę); muszę sobie w końcu zwęzić spódnicę, która leży od trzech miesięcy w home office. Mam dwie godziny na uporządkowanie zaległości i wyjście do przedszkola, potem w umówionych sprawach. Maluję więc zaległą drewnianą skrzynkę na różności dla Skakanki, naklejać będę róże i tulipany, wśród kwiatów siedzi Dzwoneczek, ileż to trumien jechało rosyjską ciężarówką na miejsce wypadku. Uczennica na prawo odwołuje lekcję, może lepiej, czas minie w ciszy, z wiatrem za żaluzjami, co przywiewa wulkaniczny pył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz