poniedziałek, 12 kwietnia 2010
samozatrudniona
Spędzając dzień w home office, szatkowany wyjściami w sprawunkach i po dzieci, dotkliwie odczuwam brak koleżanki z pracy. Co tam koleżanki, nie przepadam przecież za paplaniem, za słowotokami w obliczu rzeczy do zrobienia, za przekrzykiwaniem się celem wypowiedzenia własnej kwestii. Niech by to była współpracowniczka, której łokieć chociaż czasem trącałby mój. Cisza zalega nawet w pasmach transmisyjnych radia; nie mając siły porządkować biura, tkwię z robotą pośrodku wszystkiego, pasteli suchych i fiksatywy, worka po prezencie urodzinowym do przedszkola, rzutnika ania do puszczania bajek z prlowskich klisz, drewnianego pięknie rzeźbionego narracjami krzyża z Bułgarii, któremu odpadł haczyk i od siedmiu lat go przykręcam, dziecka szczotki do włosów - w tym czasie, co się zatrzymał w moim home office wraz z nieruchomością wszystkich przedmiotów, w tej ciszy składającej się nade mną jak cherlawy namiot, w parze wzbijającej się z czajnika, którego nie ma komu wyłączyć i zalać herbatę, bez łokcia trącającego o mój łokieć, bez westchnienia, które wtóruje mojemu, gdy rozprostowuję obolałe plecy - tkwię. I coraz mniej znajduję słów, które w ciągle świeżym zdumieniu nad tym, co się stało, mogłabym wypowiedzieć do łokcia, który hipotetycznie trącałby mój. Słowa mi się zużyły.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wierz mi, Okruszyno, bardzo szybko miałabyś ochotę odrąbać ten łokieć bez znieczulenia. I tu jest wyższość braterstwa (siostrzaństwa) klawiaturowego nad biurowym.
OdpowiedzUsuńNaprawdę. Jest dobrze. Jak masz łokieć obok, to im bardziej ci się słowa zużywają, tym bardziej jesteś zmuszana do ich recyklingu. Wiem co piszę. Miałam wczoraj łokcia przez godzinę i starczy. Aż musiała mnie Ł psychicznie podtrzymać.
Dziękuję, Alu, za podzielenie się własnym doświadczeniem łokcia - wierzę Ci i już nie tęsknię.
OdpowiedzUsuń