wtorek, 10 sierpnia 2010

brak słów

Podróż odbywam szynobusem, z Georgianną wymyślamy takie dzieciom atrakcje. To przyjemne, w pół godziny znaleźć się w zupełnie innym mieście, pozwiedzać zabytki i place zabaw oraz zjeść obiad w restauracji. Georgianna dodaje, że satysfakcja płynie również z tego, że nie zamówiło się za dużo jedzenia, które trzeba potem w siebie wciskać - i się zgadzam. Mamy wiele zasług tego rodzaju, o kórych nie donoszą ani dzienniki, ani portale dla nowoczesnych kobiet.

Dzień kolejny wyjmuję z kalendarza i ze zmęczenia uciekają mi słowa. Można by zaryzykować stwierdzenie, że im większe zmęczenie, tym mniej satyry i człowiek robi się sentymentalny. W taki dzień jak dzisiaj myślę, że na życie nie składają się żadne wielkie czyny i wyczyny. Podróż szynobusem w te i z powrotem, zalegające torby z bagażem, zalegające zdjęcia i wspomnienia z wakacji, z obawą, że wkrótce się przeterminują i pamięć skompostuje je w jedną papkę - ot, drobne takie sprawy. Powinnam się martwić brakiem mięsa na zupę, stanem podłogi w pokoju Grzybka, a martwi mnie brak czynów godnych pamięci, brak słów zasługujących na utrwalenie. Cóż za dysonans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz