poniedziałek, 16 sierpnia 2010

bez strychu nad głową

Potrzebny jest mi strych.
Zastanawiam się, czy nie wynająć gdzieś porządnego strychu, ale strych musi mieć tę właściwość, by być jednocześnie daleko i blisko. Na tyle daleko, by stale pozostawał poza zasięgiem wzroku, na tyle blisko - by zawsze był dostępny. Zatem wynajęty gdzieś w centrum czy nawet ulicę dalej - odpada.

Ludzie, co mają strychy, mogą we wnętrzu skrzyń o dosyć ostatecznym wyglądzie zamykać swoją przeszłość, a jednak nie są zobowiązani jej wyrzucać. W razie nagłej potrzeby mogą i w kapciach się wybrać, podnieść wieko i z przeszłością swoją wejść w dialog, czy to sprawdzić, co z niej zostało.

Nie tak, jak gdy się strychu nie posiada. Przeszłość wypada wówczas z szuflad teraźniejszości, przeszłość się nachalnie naprasza wchodząc sama w ręce i człowiek nie wie, na ile udało mu się z przeszłości wyrosnąć. Weźmy na przykład zdjęcia, te sterty zdjęć, a potem jeszcze dziesiątki rolek klisz. Weźmy książki ulubione dawno temu, które miejsca miały ustąpić następnym. Weźmy notatki, struny od gitary i śpiewniki, prace magisterskie, których nikt nigdy nie czyta, mimo że miały być dziełem życia, które zrewolucjonizuje krytykę literacką - i nic. Weźmy dziesiątki map regionów, zgromadzone przez boskiego Andy'ego, które wyrzuciłam dziś z szuflady do dużej torby. Migrują czarnym szlakiem od szafki do szuflady, dalej do toreb i z powrotem do szuflad - raz nawet otarły się o śmietnik, ale boski Andy je z powrotem ze śmietnika przyniósł. I do szuflady zapakował.

Gdy człowiek bez strychu, na niskim metrażu, próbuje się od przeszłości uwolnić, może ją bowiem jedynie spakować do starej reklamówki i wyrzucić. Ale czy można tak się obchodzić z przeszłością? - oto jest pytanie.

3 komentarze:

  1. Oj, nie można. Ale można się podzielić :-). Zdjęcia zeskanować i wrzucić w sieć (nie mylić z wyrzucić). Książki zanieść do biblioteki. Pracę rewolucyjną zapisać w testamencie potomnym, niech ją odkryją - inaczej podzieli los kafkowskich pism. Mapy powiesić na ścianie w dziecięcym, a nawet w salonie i kuchni (jak u nas). I udawać, że to taki trend wnętrzarski. A nuż wyhoduje się tym sposobem wybitnego kartografa, przez, że tak poiwem, zapatrzenie?
    Co oczywiście w żaden sposób nie rozwiązuje problemu kompresji... Ale cóż, przeszłośc zawsze jest cięższa od teraźniejszości, a przyszłość jest jeszcze nie obarczona bagażem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam dodać: powodzenia. Ale to pewnie dlatego, ze sama siedzę z Latoroślą wśród Himalajów segregowanych dóbr. Na dziś, na koniec urlopu - książki. W magiczny sposób zawsze o kilometry jest ich więcej niż półek...
    Zatem powodzenia dla Ciebie (i dla siebie).

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za słowa zachęty! Łączę się w bólu sortowania przeszłości na kupki.

    OdpowiedzUsuń