piątek, 20 sierpnia 2010

half-dead, half-asleep

Przespałam dziś bitą godzinę i trzydzieści minut, i w sumie powinnam się cieszyć, że chociaż tyle. Ostatnia biała noc miała miejsce z dziesięć lat temu, na skutek nieszczęśliwego zakochania, zanim nadeszła era boskiego Andy'ego - prawdziwej miłości mojego życia, niech zabrzmi patetycznie, a co tam.

Na skutek ograniczonej przytomności, światła czerwone mylą mi się z zielonymi i naprawdę nikt nie powinien wsiadać za kierownicę w takim stanie, powiedziałaby Autorka Wieczornego. Ale nie spóźniamy się na umówioną o świcie wizytę u neurologa. Grzybek robi postępy w tempie geometrycznym i to kolejny powód do radości. Chciałabym móc przypisać zasługę faktowi, że jesteśmy świetną rodziną, ale cóż - prawda jest taka, że mamy swoje momenty chwały, a oprócz nich wiele kolein stereotypów, oraz całkiem nieudane sekwencje, które dobry reżyser może by i wyciął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz