środa, 25 sierpnia 2010

ward sister

Gość z Pakistanu, przebywszy zabieg operacyjny jako klient, nie pacjent, wrocławskiej kliniki, leży w pokoju obok. Poszukujących sensacji informuję, iż operacja nie była skutkiem podanej obiadokolacji w ramach kuchni w stylu fusion, ani też zamachu terrorystycznego ze strony słuchaczy Radia Maryja. Okazuje się bowiem, że NFZ bywa tańszy od Health Care Service, jedynie u nas z językiem angielskim bywa różnie, a lekarz - to nadal nieuchwytna kometa przelatująca nad chorym. Dobrze, że jest ogon pielęgniarek, które poinformują o tym i owym, oraz wręczą fakturę VAT oraz wizytówkę nieuchwytnej komety, jakby co. Domyślam się, że numer telefonu podany tamże działa jak mój domowy - tylko na papierze i z równym powodzeniem można się dodzwonić do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Nasz blok za to awansował znowu do internacjonalnego meeting place, ze swoją zawieszoną pod sufitem spłuczką w toalecie - jak w prawdziwym skansenie PRL. Gość, który Pakistan odwiedzał lotem z UK, uspakaja mnie, że tam widział podobne. Jaki ten świat jest mały.

Nie mogąc zabłysnąć polskim schabowym, gotuję dania lekkie i tłumaczę ulotki lekarstw, w których informacje na wszelki wypadek podano tylko po polsku. Ale jaka tam ze mnie siostra oddziałowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz