niedziela, 30 maja 2010

can't be late

Mariza mówiła wczoraj (czuję się jak co najmniej Marek Niedźwiecki, gdy niedbale tutaj wrzucam tutaj jej imię), że widownia, która ją całowała po rękach, może się cieszyć z soboty i perspektywy dłuższego spania. Zaprzeczam. Już na walizce czekam, zmartwiona prognozą pogody, i podejmuję trudną decyzję w co się ubrać, by pasowało do pociągu, indyjskiej torby w paski, oraz do kościoła na wsi, gdzie wierni przychodzą w strojach biurowych i weselnych, i śmiało zdeklasowaliby każdą jedną parafię wielkiego miasta w zakresie splendoru. A jednak, mimo że na wsi spędzamy lato rok po roku, nie weszłam jeszcze w posiadanie zestawu w stylu church glamour i dzisiaj też będę straszyć płaskim obcasem i długością po kostki.

Zaszokowana swoim wczesnym wstanie, dopijam jeszcze kawę, jeszcze wyglądam za okno na trzynaście stopni i wiatr, z twarzą taką trochę posmutniałą i napiętą, jakby rzekł autor jakiejś przeciętnej książki, bo przecież wszędzie się spóźniam, a spóźnienie na pociąg może mieć skutki dalekosiężne i nieodwracalne. Tak sobie nie dowierzając, wyobrażam sobie Grzybka i Skakankę na peronie zapyziałej stacji.

To pędzę, "Z nocnym pociągiem do Lizbony" pod pachą, choć jechać będę w przeciwnym kierunku i z powrotem, A może po prostu ruchem spiralnym - dalej.

5 komentarzy:

  1. Could be, at any time of day:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ręka do góry, kto woli Okruszynę niedbale rzucającą Marizą od Niedźwieckiego!
    moje obie ręce w górze, jedna głosuje, druga niedbale sięga po latte...

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Blondi, bardzo dziękuję za wyrazy poparcia w sondażach, ale naprawdę Niedźwiecki mówi takie rzeczy w sposób wyjątkowy - zupełnie jak 20 lat temu, gdy czytał moją korespondencję na antenie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja, i ja, policz mnie! Łapkę podnoszę!
    Aczkolwiek Niedźwiedź jest ok.

    OdpowiedzUsuń