sobota, 1 maja 2010

dzień drugi: may day, may day

Schodząc w stronę chaty górskiej wielkości hotelu, z napisem "restaurace"- ku pokrzepieniu serc, powtarzam sobie w głowie, co mówi Borek: nie porównywać się z nikim, nie porównywać Grzybka z żadnym innym dzieckiem, iść za głosem serca (według tego scenariusza, mieszkam na Karłowicach w domu z ogromnym oknem narożnym, gdzie stoi moje biurko mahoniowe z piórem gęsim, i piszę swoją szóstą powieść - po jednej na każdy rok, a Grzybek ze Skakanką budują inidiański szałas na naszym dzikim ogródku). Wtedy myślę, że pójdę uczyć na pół etatu do podstawówki i wiem, że to rozwiązanie nieprzystające do marzeń, oraz mocno prowizoryczne, ale rozwiąże kłopoty z ZUS-em i feministkami, które nie będą płacić na moją emeryturę tylko dlatego, że mam dziecko specjalnej troski. Z każdym krokiem utwierdzam się w przyjętej prowizorce, i gdy docieramy pod szyld "restaurace" myślę już tylko o frykasach na obiad, którego nie trzeba gotować.

Gdy jesteśmy już po deserze i kawie, ekstremiści dzwonią ze szczytu i słabym głosem proszą o transport kierowców na parking, by mogli wrócić po swoje kobiety i dzieci, lub tylko dzieci. Pada deszcz. George organizuję akcję ratunkową i po godzinie kierowcy ekstremistów opowiadają straszne historie o tym, jak ich dzieci biegają boso po schronisku, a rodzice między sobą szukają choćby jednej suchej skarpetki. Sam wygląd kierowców jest opłakany i zastanawiamy się, objedzeni po sufit, jak bardzo mokre są dzieci, skoro rodzice są przemoczeni błotem do samych kolan.

3 komentarze:

  1. Po kamykach, błocie, śniegu, w dół, pod górkę
    Przeplecieni rozmokniętym dzieci sznurkiem
    Pchani mam dwóch poirytowanych wzrokiem
    W korowodzie zabaw, żartów pod ich bokiem
    Z miłą myślą o schroniska ciepłej strawie
    Tudzież piwku, tudzież serze, tudzież kawie
    Uciekliśmy kvietnej* wiosny wonnym mdłościom
    ku królowej śniegu zagubionym włościom
    Z tarczą czy na tarczy, jakież ma znaczenie?
    Ważny był sam "event", znaczy wydarzenie.


    *květen - (czes.) maj

    OdpowiedzUsuń
  2. Arturo, cierpienie wyostrza Ci pióro:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Votum separatum. Ja przepraszam. Ja może i zaliczyłam zjazd bez sanek oraz błoto usztywniało tkaninę nie tylko spodni, ale za to miałam KOLCZYKI. Więc ja się do opłakanego wyglądu nie zaliczałam. Ale kierow(ni)ca ekstremistów brzmi dumnie. Kupuję.

    OdpowiedzUsuń