Mając świadomość, że opisywanie przyrody przy użyciu słów może mieć skutki siermiężne, koncentruję się na mojej nowej karierze szwaczki. Na razie ręcznej. Nadeszła bowiem wiekopomna chwila, skrupulatnie odkładana z dnia na dzień od kilku lat, dopełnienia drobnych napraw i krawieckich przeróbek.
Więc doszywam guziki - to zajęcie, które bardziej niż cokolwiek innego kojarzy mi się z brakiem zajęcia - oraz wymieniam zamek błyskawiczny w spodniach. Wymiana zamka powinna wybrzmieć w trybie niedokonanym, gdyż po półtorej godziny mierzenia i wszywania, jestem nadal w połowie drogi.
Grzybek obok seryjnie produkuje zaproszenia, rozsmarowując mój klej do decoupage'u okazjonalnie na stole i podłodze (oba sprzęty wyselekcjonowane po tygodniach obrad z boskim Andy'm, gdyśmy zasiedlali mieszkanie lat temu osiem; nic nie zostało z ich pierwotnego blasku). Z guzików robi koła wyścigówki na obrazku i efekt jest lepszy niż moje szycie. Przyklejanie guzików okazuje się bowiem znacznie bardziej efektywne i - efektowne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz