Praca na mnie spada póki co, w zastępstwie. Więc jeżdżę do firmy, gdzie panie tak wdzięcznie stukają obcasami, i ja też, ja też. Na głowie staje odbieranie dzieci z przedszkola, ale nieoczekiwanie okazuje się, że Boski też potrafi - nawet przyprowadzić zupełnie pieszo, nieustraszony nagłą biegunką Skakanki po drodze i koniecznością skorzystania z wc w akademiku architektury.
W nocy, wycieńczona nowymi obowiązkami, za to nie zmartwiona ich brakiem, oglądam muppet show od Opalonych. I śmieję się w głos, niepomna jakże łatwych do przewidzenia trudności z wstawaniem do przedszkola.
I robi się sentymentalnie: jeszcze ostatnie przedstawienia Skakanki, jeszcze Dzień Matki w podgrupach i koniec roku na horyzoncie. Dla swoich uczniów przygotowuję magnesy na pamiątkę naszych spotkań, na fali schyłkowych emocji.
Znowu pada deszcz, a przecież żyję, i mam nadzieję.
Taki Boski, z rozlicznemi swemi talentami, to skarb prawdziwy! Serio!
OdpowiedzUsuńTruskawki, choć kwaśne, tanieją, dzień coraz dłuższy, wakacje za pasem, głowa do góry :-)
Wylogowało mnie, złośliwe.
OdpowiedzUsuńA moje dzieci przyniosły dziś z angielskiego magnesy. W ciemno się zakładam, ze Twoje sa sto razy ładniejsze :-)
OdpowiedzUsuńO, na pewno ładniejsze:) Ale myślałam, że wpadłam na oryginalny pomysł, a tu kicha.
OdpowiedzUsuńNo co Ty! Oni (ci od przedszkolengo angielskiego) na pewno bloga czytali, tylko nie zdązyli się popisać...
OdpowiedzUsuńno właśnie, ale nie będę ich pozywać o kradzież pomysłu;)
OdpowiedzUsuń