O Mam Talent! wspominam nieprzypadkowo. Dopiero co mąż mój, Boski Andy, wziął udział w korporacyjnej wersji programu. Przed kamerą odbył piętnastominutową rozmowę w Marcinem Prokopem, który okazał się nie być przygłupem, a nawet stwierdził, iż chciałby u boskiego pracować. Mimo że nie wygrał programu, teraz boski Andy ma na głowie kupę kłopotów typowych dla celebrytów: pani fotograf ściga go w kwestii sesji zdjęciowej, której efekty ujrzymy na wrocławskim Rynku. Wszystko z okazji pięciolecia korporacji na ziemiach odzyskanych (uwielbiam ten termin, jego pustka semantyczna jest powalająca).
A ja? Jem na śniadanie lody z Ciocią B., spotkaną przypadkiem nieopodal sieci sklepów z obuwiem dla dzieci (dzisiejsze poranne szycie sandałów Grzybka dało mi do myślenia: idzie lato, wakacje, trzeba narybek stosownie przygotować). Bez talentu, bez sesji zdjęciowej, w brudnym biurze, które nie wiem po co sprzątać, rozpoczynam kolejny dzień moich bardzo długich wakacji. Nadal bowiem szukam sobie poważniejszej pracy.
No chyba za mało tych lodów i innych endorfin. Co znaczy poważniejsza praca?! Że niby wychowanie dwójki dzieci jest niepoważne? Że niby poważna praca to ta w tabeli z PKB i ze składką emerytalną? Halo, ja tu do pionu troszkę przywołuję.
OdpowiedzUsuńZdjęcia Ci zrobię ja. Albo EyesOpen. Jakiś rząd czy prezydent, czy mże nawet mumia kiedyś się ockną i skoro dzieci są dobrem wspólnym i państwo łapy po nie wyciąga coraz dluższe, to praca w domu, a zwłaszcza z dziećmi, zostanie w PKB uwzględniona. Ja w to wierzę. Nie tylko swoją wiara naiwną i idealistyczną, ale tą korporacyjnoekonomiczną też. Okruszyno, jesteś wielka.
A ziemie ukradzione? Wiatr historii, ot co.