piątek, 20 sierpnia 2010

rewers

Można obejrzawszy film nie zasnąć, jestem tego żywym przykładem. Obecnie nie potrafię już rozróżnić, czy przy całkowitej przytomności umysłu utrzymują mnie wrażenia z małego ekranu, czy wypity o dwudziestej napój energetyzujący verva, czy ta adrenalina na myśl, jak ja ten dzień - kolejnych zmagań z lekarzami i NFZ w sprawie Grzybka - przeżyję.

Nie rozumiem, czemu film wzbudził tak wielki poklask i zachwyt rzesz. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, iż ulegamy serii chwytów marketingowych w postaci kilku naprawdę brutalnych scen. Powiedzmy sobie szczerze, kilku z nich nasze kino jeszcze nie widziało, wplecionych w zwykłą warstwę obyczajową, komediową wręcz. Ja wiem, przy takich scenach aktor może się wyżyć i zmierzyć, pokazać kunszt, pojechać po bandzie. Jakby to ująć: ja i bez tego umiem powiedzieć, kto jest zdolnym aktorem, a kto chałturnikiem. Buzkowej i Dorocińskiemu zwyczajnie na ekranie wierzę, ten test był niepotrzebny.

Zrozumiałabym jeszcze, że można pokazać kilka naprawdę brutalnych scen, po których i aktorzy mają nudności, jak wynika z reportażu z planu, dla jakiejś większej idei, dla oddania sprawiedliwości dziejowej, odarcia historii z widza o niej wyobrażeń. Ale termin "czarna komedia" w odniesieniu do tego, co wiem na temat stalinizmu, to jest, za przeproszeniem, nieporozumienie.

Więc Bartosz Lankosz, rzekłabym polski Tarantino, popada dla mnie w pułapkę pisania kina pod widza Big Brothera i czytelnika tabloidu, gdzie liczy się voyeryzm, czyli podglądactwo, cal po calu. Proszę państwa, tak wygląda gwałt, tak wygląda umieranie na żywo, a tak rozpuszczanie zwłok kwasem solnym. Miarą zaś wielkości kina - szok, z którym widz wychodzi z seansu.

To nie są czasy dla wrażliwych ludzi.

PS. Moja miłość do Jandy pozostaje b.z.

7 komentarzy:

  1. Mocno pojechałaś. Kiedy pierwszy raz obejrzałam "Rewers", tez miałam mieszane uczucia. Dopiero druga projekcja pozwoliła mi się filmem rozkoszować. Za jakiś czas obejrzyj drugi raz - myślę, że wtedy jednak zmienisz zdanie, bo... bo tak :) To prawda, że film jest dość brutalny. Ale czyż "Dom zły" nie przeraża?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Rewers" dla mnie to nieporozumienie (ach, jakże delikatnie powiedziane). O ile jeszcze kwas solny można było od biedy usprawiedliwić wymogami opowiadanej historyjki (nie mylić z historią) czy konwencją gatunku tarantinoidalnego, o tyle wątek poprawnego politycznie akceptowania nowoczesnego związku, doszyty bardzo krzywym ściegiem na końcu filmu, pogrzebał u mnie w zalążku ochotę na wszelkie ewentualne powtórne projekcje.
    A Jandy nie potrafię polubić, i nic nie poradzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bez - miło Cię widzieć! Powiem tak: druga projekcja tylko w stanie przywiązania pasami do krzesła, dajmy na to, w trakcie tortur przez służby specjalne. Brutalność kina to dla mnie gwałt na widzu, chyba że się umawiamy, o jaki gatunek kina chodzi i widz horroru czy kina gore nie obejrzy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Alu, ktoś powiedział, że w filmie ojciec i syn to awers i rewers. Strach pomyśleć tylko, kogo złoty lew zje w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam, że kiedy oglądam film, mniej mnie obchodzi, czy jest tarantoidalny, epatujący czy śmierdzący. Mnie interesuje bardziej, czy powiedział mi coś, czego sama wcześniej nie zauważyłam, nie do końca sobie uświadamiałam, albo powiedział coś całkiem nowego, nawet niezrozumiałego. Lankosz, młody człowiek, powiedział coś świeżego. Scenę gwałtu rozumiem jako ilustrację pewnych charakterystycznych metod okresu stalinowskiego i jako taka wydaje mi się uzasadniona, w wymiarze psychologicznym szczególnie. Podobnie ma się sprawa z całym tym rozpuszczaniem w wannie, mdlącym, snującym się po kamienicy i sali kinowej lub pokoju widza fetorem. Ten film mówi coś ważnego o pokoleniu peerelowskim i o tym, że przeszłość nie jest czarno-biała, jak się nam w wygodzie naszych sumień wydaje, lecz szaro-czarna. Film świetny. Cóż, pewnie mam gust mało wybredny, bo oglądam telewizję. TVP Kultura. Jest tam taki program w piątki, po wieczornym filmie na tym kanale, nazywa się "Tygodnik kulturalny". Jestem jego fanką. Co piątek wyglądam z utęsknieniem prowadzącego Michała Chacińskiego i barwnego bukietu dziennikarzy, którzy z pasją dzielą się wrażeniami z obejrzanych filmów, przedstawień teatralnych i operowych, przeczytanych książek, wysłuchanych płyt... To oni zachęcili mnie do obejrzenia filmu Lankosza.

    OdpowiedzUsuń
  6. O, jeśli to "alibi to do mnie" to nie znam TVP K ani nic mi do cudzych gustów, te się ma takie czy inne raczej niezależnie od TV - to wg gustu wybiera się TV kreskówki albo TV horror albo TV SciFi...
    Ale wydaje mi się i nie mam podstaw do zmiany poglądu, ze wiadomości w TV mogą stępić wrażliwość, tak jak np. horrory.
    A kwas solny uważam za usprawiedliwiony, j.w. :-)
    Ja jestem fanka pewnego programu, ale oglądam go na YT bo jeden program tygodniowo nie uzasadnia nabycia TV. Chyba. A może nie mam TV bo to trendy? A może z lenistwa? A może z anarchii, żeby nie płacić haraczu? A może... itd itd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozpuszczanie w kwasie wszystkie znaczenia sceny gwałtu znosi, bo film zmierza już tylko w kierunku tragifarsy. O ile Bronisław w scenie gwałtu uosabia mechanizmy prymitywnej i bezwzględnej subordynacji, dalej niewiele już w filmie ma sens, wszystko trzeba wziąć w cudzysłów. Sabina traci spójność, powinna - jako bohaterka - po prostu się rozlecieć. Że było wiele spraw moralnie dwuznacznych (szarych) w PRL - rzecz wiadoma. Nie rozumiem brutalności jako narzędzia mówienia o sprawach oczywistych, nie kupuję czystej intencji tej nadekspresji.

    Ale przecież Bzie, film może się Tobie podobać, a dla mnie - wykraczać poza ramy wrażliwej percepcji. Z tego się nie strzela...

    A propos TV - jedyną formą kontestacji w czasach post-prlowskich, w czasach konsumowania - jest post. Cudownie oczyszcza organizm z papki.

    OdpowiedzUsuń