wtorek, 7 września 2010

góry

W górach wszystko wygląda inaczej i na pewno chodzi o perspektywę. Z góry po prostu topografia wydaje się bardziej prosta, zwłaszcza gdy patrzy się bez lornetki. W górach czuję niemal, że mam przyjaciół na śmierć i życie, chociaż bardziej pewnie na to drugie, najchętniej przy kawie i dobrym słowie. A przecież czasem chciałabym sprawdzić, czy gdy lecieć będę na łeb na szyję, któryś podstawi poduszkę; ba, nawet samej mieć szansę wykazać się jako ratownik niemalże medyczny.

W górach losy działalności swej jakże gospodarczej wydają mi się przesądzone: zlicytować należy mienie stałe, zegar i segregatory, bo najmniej będzie we mnie żalu pod koniec życia, że nie osiągnęłam wysokiej pozycji zawodowej. Poza tym ulegam złudzeniu, że przecież ją mam, mam ją w swoim profesjonalizmie, nie musi wyrażać się tytułami. Z gór widzę wyraźnie, że najbardziej interesuje mnie stworzenie domu jako miejsca, do którego się wraca; bukowego koniecznie, pachnącego i słonecznego, gdzie zegar na ścianie gwarzy, gdzie każdemu dobrze, nawet roztoczom w kurzu. Niechby na kamieniu nagrobnym znalazło się kiedyś tylko to, niechbym zdążyła, wzdycham.

W górach Opalona częstuje szarlotką, Mirella zasypia w fotelu, t.w. M. ma informacje o wszystkich do trzeciego pokolenia wstecz, Arturo puszcza muppet show, a George i Georgiana utrzymują stały wysoki poziom optymizmu. I nawet najmłodszy synek Borków zasypia na bujanym fotelu, jak na błękitnej chmurce.

Wracam i wydaje mi się, to pisząc, że bajki jakieś opowiadam.

3 komentarze:

  1. To było naprawdę, tylko za górami, za lasami

    OdpowiedzUsuń
  2. A nas nikt nie zabrał. Zabolało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, się udobruchałam.
    Ale jak my w najbliższą niedzielę pojedziemy sprawdzać czy jesień się nie czai, to nikomu nie powiemy ani nie napiszemy. A co.

    OdpowiedzUsuń