Podejrzewam, że te mikstury przeciwgrypowe, przez lata omijane przeze mnie szerokim łukiem, aż do kapitulacji w ostatni poniedziałek, to sprawiają. Śnią mi się bowiem, podczas dziewięciogodzinnego odpoczynku nocnego, sny niezywkłe zupełnie.
Najpierw wyprowadzka do kamienicy. Suchej, ładnej; mieszkanie umeblowane w jakimś nieco aksamitno-bordowym stylu, aż dwa pokoje, czyli o połowę mniej niż tu, a mimo to nastrój nam towarzyszy podniosły, gdy boski Andy wnosi manele, a ja szafki kuchenne pod sufitem gdzieś zapełniam. I tylko łóżko dla mnie ktoś postawił na werandzie, prawdziwe z pierzyną, za to na otwartym powietrzu, daszek ze słomy chroni jedynie przed zmoknięciem - oglądam przy jesiennej aurze tylko zza szyby. I nie pamiętam, czy to w tym śnie pająk, czy z dnia poprzedniego, pojawiają się bowiem często, zaś w snach w wersji gore zasnuwają pajęczynami stary panieński pokój, że nie da się przejść.
Druga część jeszcze bardziej zaskakująca, przy kasie marketu z taniej sieci dowiaduję się, że tydzień temu opłaciłam sobie przelot do Paryża, za parę godzin, i tylko pan kasjer przeprasza, że bilet gdzieś się zawieruszył. I radość miesza się z nieznacznym smutkiem, w końcu nie planowałam żadnych wyjazdów.
Takie sny kury domowej z gierkowskiego M.
Chyba zapadamy w sny zimowe :-)
OdpowiedzUsuńOby do wiosny, albo przynajmniej sezonu grzewczego :-)
To skutek fervexu, mniemam.
OdpowiedzUsuńMyślisz? Przeciez on legalny, i niekonopny...
OdpowiedzUsuń