poniedziałek, 27 września 2010

niedziela dla przyjaciela

Gdy jednak goście przychodzą, rozterki związane z życiem (nie) jak z bajki mijają jak ręką odjął. I w sumie czy to nie dziwne, że ciągle się spotykamy, wbrew logice otaczającego świata - co dwa tygodnie na kawie, szósty już będzie rok z rzędu. W tym czasie część rezydencji zamieniła się z M2 na dwupoziomowe apartamenty lub domy, tylko u nas czas jakby w miejscu przystanął. Ale przecież nie rozmawiamy o tym, przecież zajmują nas inne sprawy. I bez tych więzi wydaje się, że smak życia byłby jakiś zwietrzały.

Wieczorem dzwonią Yola i Pietruszka spod Paryża i to już w ogóle jest kropka nad i. Wyobrażam sobie deskę do prasowania te tysiąc paręset kilometrów stąd, i jak w czasie rozmowy spod żelazka wychodzą koszule. Okazuje się, że tam też mają grafiki szkolne, dżudo i grę na trąbce, i wszystko do pogodzenia w jednej rodzinie. Czuję się internacjonalnie pokrzepiona i zakasuję rękawy do walki z grafikami.

Dziś basen dziecka starszego i zebranie trójki klasowej, na allegro szukam niedrogiej maszynki do bilokacji.

3 komentarze:

  1. Moja droga, bądźmy trendsetterkami. Załóżmy klub zagorzałych blokersek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem na tak!:) Czy to ma jakiś dress code?

    OdpowiedzUsuń
  3. Joł, ziomal, nie wiem. Ale jesteśmy kreatywne, coś się wymysli, a Ty uszyjesz :-D

    OdpowiedzUsuń