środa, 25 maja 2011

aniołom dali gościnę*

Nie sposób pominąć milczeniem, co to był za gość. Znajomość nasza sięga zamierzchłych czasów i na twarzy tej kobiety zaczyna być widać, że przeżyła już wiele. Czwórka dzieci, w tym para bliźniaków, które dziś już same mają dorosłe dzieci. Niedawno pochowała męża, kolekcjonera książek i innych osobliwości z pchlego targu, przeżywszy z nim pięćdziesiąt pięć lat od ślubu w wieku lat osiemnastu. Jeśli oczyma wyobraźni widzicie kuchtę, trudno o bardziej mylne wyobrażenie. Była przecież współwłaścicielką sklepu, przez dwie dekady, aż do choroby, która o mało nie pozbawiła jej życia. I wtedy, gdy trzeba było wziąć od pracy urlop, zaczęła po prostu wpadać na pomysły.

Na przykład taki pomysł, żeby zorganizować szwalnię, gdzie cudzoziemki żyjące na granicy nędzy, mogą nauczyć się szyć - każdą odzież. Na przykład taki pomysł, by zrobić jadłodajnię dla dzieci z najbiedniejszych rodzin, samotnych nastoletnich matek, Niemców, Turków, Polaków i Jugosłowian. Czego bowiem powszechnie nie wiadomo, w bogatych Niemczech jest wiele udokumentowanych przykładów śmierci głodowej. Więc w każdy poniedziałek mój gość robi zakupy, a we wtorki i czwartki wraz z innymi gotuje. Kucharzem jest także Włoch, z zawodu mechanik. Dzieci przychodziło kiedyś sześćdziesiąt, dziś - sto pięćdziesiąt każdego dnia.

To tylko mały wycinek tych pomysłów. Skąd pieniądze na to wszystko? Od blisko dwudziestu lat jest dyrektorką Caritas Mannheim. Ale Caritas Mannheim nie utrzymuje się z dobrowolnych składek obywateli. Obiady na przykład, w tym auto dostawcze, funduje Round Table i Lion's Club. Jak? Na przykład młodzi przedsiębiorcy przywieźli na sobotni ryneczek TIR kwiatów i je sprzedali. Poza tym, mój gość nosi się z klasyczną elegancją jak Jacqeline Onassis i potrafi mówić, czego chce. Zawsze wyprostowana, śliczna blondynka z wysoko upiętymi włosami, szła i nadal chodzi rozmawiać z artystami, biskupami i burmistrzami, wykłóca się z politykami, a niezaradnych uczy stawać na własne nogi.

Mówi mi, że lepiej w takim mieszkaniu jak nasze żyć sensownie, niż z czterech gwiazdkach przechlapać życie. Bo przecież się martwiłam, że nie mamy nic do zaoferowania. Rozmawiamy, jemy lody w kawiarni, chodzimy po sklepach, spacerujemy z dziećmi. Jej pobyt jest jak przelot komety: właśnie się skończył (zastaję w pokoju Skakanki, wypożyczonym natenczas, równo poskładaną pościel), ale nadal został jeszcze ogon z gwiezdnego pyłu.


*Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę. (z listu do Hebrajczyków)

2 komentarze:

  1. Jacy gospodarze, tacy goście:)
    wieczorny

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to przesadziłaś! Sprawdzałam na pawlaczu, ani śladu skrzydełek...

    OdpowiedzUsuń