piątek, 13 maja 2011

awaria

W lustrze od szafy widzę w ramie okna niebo, rozprute nieco przez samolot pewnie pasażerski, na pokładzie którego stewardessa właśnie kończy pokazywać, gdzie wyposażenie awaryjne, i można będzie zacząć wkrótce zamawiać napoje. Zaraz niebo się zaniebieści z powrotem, smuga zniknie jak wata cukrowa w ustach dziecka, albo dorosłego, co chciał sobie dzieciństwo przypomnieć.

Z bloggera, który był ponad dobę w remoncie, zwiało mi dwa dni pisania i otrzymywania korespondencji od Czytelników. Wszyscy w google pracują nad przywrócniem dorobku twórczego milionów samozwańczych pisarzy, spieszą ratować świat przed niepowetowaną stratą tylu opublikowanych słów. Jakoś jednak uśmiecham się: czym są dwa dni pisania, i kto o nich będzie pamiętał za miesiąc, że o roku nie wspomnę?

I w dniach tejże awarii widzę, jak daleko to pisanie od tego prawdziwego, bo spomiędzy okładek nie zwieje przecież niczego. Może jednak chodzi o co innego: trochę zabawy, mojej i Waszej; po dniu codziennym zygzak biały na błękicie, nie zaś napis na marmurowej płycie. Żeby tak rymem zakończyć.

2 komentarze:

  1. Ale mnie zeżarło nowy wystrój oraz konkurs!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie zjadło nowy wystrój na blogu zawodowym. Ale wiesz, że w google sami gieniusie pracują, jeszcze ze dwie noce grania w pingponga i wpadną na to, co trzeba - murowane!

    OdpowiedzUsuń