W lustrze od szafy widzę w ramie okna niebo, rozprute nieco przez samolot pewnie pasażerski, na pokładzie którego stewardessa właśnie kończy pokazywać, gdzie wyposażenie awaryjne, i można będzie zacząć wkrótce zamawiać napoje. Zaraz niebo się zaniebieści z powrotem, smuga zniknie jak wata cukrowa w ustach dziecka, albo dorosłego, co chciał sobie dzieciństwo przypomnieć.
Z bloggera, który był ponad dobę w remoncie, zwiało mi dwa dni pisania i otrzymywania korespondencji od Czytelników. Wszyscy w google pracują nad przywrócniem dorobku twórczego milionów samozwańczych pisarzy, spieszą ratować świat przed niepowetowaną stratą tylu opublikowanych słów. Jakoś jednak uśmiecham się: czym są dwa dni pisania, i kto o nich będzie pamiętał za miesiąc, że o roku nie wspomnę?
I w dniach tejże awarii widzę, jak daleko to pisanie od tego prawdziwego, bo spomiędzy okładek nie zwieje przecież niczego. Może jednak chodzi o co innego: trochę zabawy, mojej i Waszej; po dniu codziennym zygzak biały na błękicie, nie zaś napis na marmurowej płycie. Żeby tak rymem zakończyć.
Ale mnie zeżarło nowy wystrój oraz konkurs!!!
OdpowiedzUsuńMnie zjadło nowy wystrój na blogu zawodowym. Ale wiesz, że w google sami gieniusie pracują, jeszcze ze dwie noce grania w pingponga i wpadną na to, co trzeba - murowane!
OdpowiedzUsuń