Zgłaszano uwagi, że w pokoju do pisania mogłyby być przeciągi oraz brak ogrzewania podłogowego, i chciałam tym samym zaznaczyć, że brałam przez moment pod uwagę i te niesprzyjające okoliczności. W domu w Puszczykowie, nowicjuszką będąc, miałam także pokój z wielką werandą, gdy awansowano mnie na piętro z parterowej celi, która w czasach bez elektryczności mogłaby służyć za lodówkę. I tam właśnie, mimo że nadal śnieżnie i zimno - z kolei z powodu ilości okien - wena nie opuszczała mnie nigdy. Widziano mnie w nocy, jak szykuję bożonarodzeniowe niespodzianki i inne takie. Więc jednak widok z góry podnosi morale, nawet gdy temperatura spada.
Poza tym, w warunkach mniej cieplarnianych mogłabym się zahartować i potem jak dzieci Mero chodzić w krótkim rękawku na przednówku - i nie chorować. Natchnienie dla odmiany czerpać z przyjemności, nie zaś ściskania w dołku.
masz rację, takie zachartowanie mogłoby dobrze zrobić
OdpowiedzUsuńbtw, dodaję do obserwowanych =)
Zachartowanie oczywiście dotyczy posiadania co najmniej 7 chartow. Wieczorny
OdpowiedzUsuńPralinko, dzieci o tej porze pakują do tornistrów słowniki ortograficzne i idą spać...:) Jako matka dzieciom to mówię.
OdpowiedzUsuńchciałam tylko podziękować, bo po każdej wspomince mojego nicku na blogu czuję się jakby o mnie napisano w książce
OdpowiedzUsuńOto dowód na to, jak udziela się fikcja:)
OdpowiedzUsuń