Całkiem już ze mną kiepsko. Logika zdań zawodzi, przypomina mi Wiśnia, a ja się cieszę, że nie pracuję w księgowości, bo za błędami w cyfrach teoretycznie idą większe konsekwencje. Nie odziedziczyłam bowiem nic po dwóch babciach biegłych księgowych, jednej z Wilna, a drugiej z Warszawy. I nawet mąż boski Andy, też księgowy, nie oczekuje, że netto i brutto mi się w końcu utrwali.
Ale wracając do szwankowania logiki. Torebkę i zakupy zostawiam dziś przed drzwiami, gdzie położyłam wszystkie tobołki, by znaleźć klucz (dobrym rozwiązaniem dla (nie)młodych matek byłyby drzwi rozsuwane na "sezamie, otwórz się" - niech ktoś to w końcu opatentuje i załączy do becikowego). Gdy do Skakanki przychodzi koleżanka, znajduję wszystkie bagaże, tak jak je zostawiłam, na klatce schodowej. Nikt nie wziął. Co za wyrozumiałość dla słabszej formy!
I teraz nie wiem, czy po drodze z ostatnich zajęć krem sobie kupić, czy tabletki z lecytyną.
Krem. I buty. Albo truskawki.
OdpowiedzUsuńPadło na krem dla mnie i truskawki dla dzieci.
OdpowiedzUsuńNie możecie sie podzielić i zrobic truskawek z kremem, ewentualnie kremu truskawkowego?
OdpowiedzUsuńCiężko będzie, krem jest na twarz...
OdpowiedzUsuńOj tam, wierzę w Ciebie :-)
OdpowiedzUsuń