czwartek, 5 maja 2011

grafinia

W przypływie jakiegoś patosu chwili, na czubku twierdzy Koenigstein, którą Arturo wypatrzył jako klu soboty, boski Andy mówi do mnie: Okruszyno, wiem, że nasze pięćdziesiąt metrów Cię dołuje, dlatego dziś - kupię Ci ten zamek z ogródkiem. Ale boski Andy, który zdążył mnie już trochę poznać, wie, że zamek z ogródkiem to żaden szczyt spełnienia marzeń. Dlatego cieszy mnie bardzo, gdy pokazuje na przepyszną murowaną altanę, z oknami naokoło jak latarnia morska, zatkniętą na stromych murach obronnych i powiada: A tu, kochanie, będzie Twój pokój do pisania. Oczyma wyobraźni widzę już siebie z gęsim piórem w dłoni i pierzem z poduszki we włosach, bo boso i w papilotach przecież leciałabym z zamkowych pokoi co rano pisać. Oczyma swymi zatkniętymi jak najbardziej realnie na głowie widzę zaś umeblowanie tej świątyni dumania - Ludwik Nasty jak nic - i cieszę się ogromnie z tego prezentu, jakże wyrozumiałego dla mych potrzeb. Ale jako melancholik, który radość sobie czasem psuje, dopowiadam: do pisania bloga. Czar nieco pryska, ale tylko nieco. Przecież jako pani na włościach mogę pisać, co chcę.



5 komentarzy:

  1. BOSO?! Suchoty murowane w takich murach!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O tym i innych plusach ujemnych miałam napisać w kolejnej notce!

    OdpowiedzUsuń
  3. To byłby za duży wysiłek dla organizmu, nic bym nie napisała. Nawet listy na zakupy.
    wieczorny

    OdpowiedzUsuń
  4. Można by farelkę ewentualnie wstawić.

    OdpowiedzUsuń