W przypływie jakiegoś patosu chwili, na czubku twierdzy Koenigstein, którą Arturo wypatrzył jako klu soboty, boski Andy mówi do mnie: Okruszyno, wiem, że nasze pięćdziesiąt metrów Cię dołuje, dlatego dziś - kupię Ci ten zamek z ogródkiem. Ale boski Andy, który zdążył mnie już trochę poznać, wie, że zamek z ogródkiem to żaden szczyt spełnienia marzeń. Dlatego cieszy mnie bardzo, gdy pokazuje na przepyszną murowaną altanę, z oknami naokoło jak latarnia morska, zatkniętą na stromych murach obronnych i powiada: A tu, kochanie, będzie Twój pokój do pisania. Oczyma wyobraźni widzę już siebie z gęsim piórem w dłoni i pierzem z poduszki we włosach, bo boso i w papilotach przecież leciałabym z zamkowych pokoi co rano pisać. Oczyma swymi zatkniętymi jak najbardziej realnie na głowie widzę zaś umeblowanie tej świątyni dumania - Ludwik Nasty jak nic - i cieszę się ogromnie z tego prezentu, jakże wyrozumiałego dla mych potrzeb. Ale jako melancholik, który radość sobie czasem psuje, dopowiadam: do pisania bloga. Czar nieco pryska, ale tylko nieco. Przecież jako pani na włościach mogę pisać, co chcę.
BOSO?! Suchoty murowane w takich murach!!!
OdpowiedzUsuńO tym i innych plusach ujemnych miałam napisać w kolejnej notce!
OdpowiedzUsuńTo byłby za duży wysiłek dla organizmu, nic bym nie napisała. Nawet listy na zakupy.
OdpowiedzUsuńwieczorny
Można by farelkę ewentualnie wstawić.
OdpowiedzUsuńNa dynamo rowerowe ;-)
OdpowiedzUsuń