czwartek, 10 listopada 2011

ergonomia daleko posunięta

Ranek jak i wieczór - lekko nieprzytomny. Potykam się w przedpokoju o 10 litrowy kocioł na wodę (poprzednio chyba grzano w nim barszcz, sądząc po wyglądzie) przytachany od firmy cateringowej w związku z sobotnim spotkaniem w szerokim gronie rodzin. Będzie do kawy, jeśli uda się zrobić mu planowany lifting.

W łazience znowu zapanował wirus prania. Gdyby reszta rodziny zrobiła tak jak ja wczoraj, znaczy zasnęła w ciuchach położywszy się tylko na chwilę obok syna, nie tylko wstalibyśmy gotowi zmierzyć się z nowym dniem, ale i brudy wpadałyby do łazienki z mniejszą częstotliwością.

Skakanka mówi, mamo, ale masz śmieszne oczy, no bo tak to jest, gdy nie nastąpił żaden demakijaż. Po usunięciu misia pandy spod oczu widok niewiele lepszy. Ale przecież. Przecież to ostatni dzień przed długim weekendem.

1 komentarz:

  1. U nas ten sam wirus - albo brudne, albo nieuprasowane, a przeważnie i takie i takie. Zawsze jednak duużo.

    OdpowiedzUsuń