Jeśli Czytelnik ciekawy, "czy zdążyła?" - w świecie bloga bowiem punkty kulminacyjne jedynie takie jak w telenoweli i nie oszukujmy się, że to zagadki na miarę Sherlocka Holmesa - odpowiadam: z pomocą św. Józefa, którego dla potrzeb własnych wzięła za patrona pracy utykającej w martwym punkcie, odesłała tłumaczenie przed północą. Trochę niekompletne, ale dla pracy nie warto zarywać nocy.
Zleceniodawca natomiast zupełnie się tym nie zraził. Nie tylko podziękował, ale jeszcze wysłał następne, i to na wczoraj. Tym razem temat jeszcze bardziej pociągający, dla odmiany - pale fundamentowe.
Okruszyna nie wie jeszcze, jak mu to powiedzieć, że ten rozdział jej pracy zawodowej jakby się zamyka. Że nie ma zamiaru spędzać wieczorów i godzin popołudniowych w towarzystwie pali, bo wolałaby towarzystwo rodziny. I nie ma pojęcia, czy takie sprawy wystarczy załatwiać listownie, czy wykonać telefon z rzutem słuchawką jako mocnym akcentem na koniec. Zwłaszcza że w czasach komórek rzut słuchawką jakby niewykonalny.
A może zaplacił?
OdpowiedzUsuńwieczorny
Od marca miał amnezję, teraz mówi, że zapłaci.
OdpowiedzUsuńA ja nie chcę ani tłumaczeń, ani pieniędzy. Święty spokój mi chodzi po głowie i nierobienie niczego na wczoraj.
Luksusowa kobieta.
OdpowiedzUsuńwieczorny