I przepraszam wszystkich, z którymi widziały się nasze dzieci w te dwa dni weekendu, gdy wydawało się, że już zdrowi.
Grzybek dziś z całą pewnością zdrowy nie jest. Ale są tego pewne plusy dodatnie. Bardzo potrzebuję rąk pełnych roboty, nawet jeśli na skutek jego co chwila pełnych spodni (niech Czytelnik wybaczy realizm prozy). Bardzo potrzebuję negocjowania ubrania pampersa i jego w tej kwestii żartów. Wszystkiego, co mnie jak najbliżej ziemi trzyma. Nawet jeśli korekta bardzo interesującej publikacji o pochodnych mocznika musi chwilę zaczekać.
Zdrowia wszystkim, najbardziej Arturowi i Opalonej, co z jednej miski z nami jedli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz