wtorek, 29 listopada 2011

wish me luck

Miałyśmy z Mero zmądrzeć i zjeść w końcu dla odmiany zdrowe śniadanie w barze sałatkowym, gdzie dają też dobre zupy kremy. Nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, że zrezygnowałyśmy z zupy na śniadanie i wylądowałyśmy ponownie w czekoladziarni, z lodami waniliowymi do kawy i herbaty. Może następnym razem własne kanapki i termos w parku - i wyjdzie coś bardziej pod zdrowe odżywianie. A może nie.

Teraz powinnam zacząć konstruować lampion na roraty, by zdążyć przed schabowymi i wywiadówką, na której wszyscy rodzice się pozagryzają, jak widać na forum. Mówię Mero, że z lampionami same traumatyczne wspomnienia: płonący lampion, lampion z przewracającą się świeczką, lampion brzydki, lampion rozpadający się, parafialny konkurs na lampiony. Więc chcę kupić w znanym sklepie sprzedającym eleganckie sprzęty do domu jakikolwiek, z ostrokrzewem albo nawet w kształcie klatki na kanarki. Mero mówi, że każdy, nawet najgorzej zrobiony i płonący lampion jest lepszy niż wykonany przez małe chińskie rączki.

Znalazłam nawet w sieci kurs obrazkowy.

3 komentarze:

  1. Zawsze mam w tym miejscu ogromny, ogromny dylemat, bo małe chińskie rączki jak już nie lepią lampionu, mogłyby mieć co włożyć do małego chińskiego garnuszka...
    Ech... life is so hard sometimes.
    Chyba sobie lody zrobię waniliowe, własnymi ręcyma. Zdrowiej. Zwłaszcza dla duszy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Imieniny Juniora, więc i ideologiczna motywacja :-) nieegoistyczna się znalazła :-) Najlepszego dla BOSKIEGO przy okazji :-)

    OdpowiedzUsuń