Gdy Skakanka wyprawiona z Andym w szron i do szkoły, a Andy w szron i do pracy, Grzybek zagaduje: Mamo, zróbmy z kołdry namniot. Dobra, chętnie przystaję, lepszych pomysłów jakby na tę chwilę brak. Mamo, zakryj tą dziurę. Ok. Mamo, będziemy udawać, że nas nie ma.
Świetnie, myślę, to ten moment, że wydaje się to być najlepszym wyjściem z sytuacji. Udajemy więc jakiś kwadrans, niespecjalnie nawet odzywając się do siebie, bo przecież trzeba się skupić na przebywaniu w namniocie. Który tak naprawdę po chwili okazuje się być rakietą. To mi też jakoś odpowiada.
Po chwili od strony kuchennej betonowej płyty rozlega się chrzęst i stukanie. Synu, zrywam się, nagle przypominając sobie, dziś przychodzą hydraulicy ze spółdzielni wymieniać zawory wody. Zapowiedzieli, że zdemolują kafelki piłą typu gumówka i będzie se pani musiała takie drzwiczki wstawić. Próbuję się uchwycić niedawno zasłyszanej tezy, że często destrukcja to początek nowej jakości.
Grzybek chowa swoje skarby w swoim pokoju, a ja się zastanawiam, w którym zmieszczę zawartość kuchni. Tak czy inaczej, dzień zapowiada się odlotowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz