środa, 22 czerwca 2011

jak z Grzybkiem robiliśmy dziś EEG

odsłona I - strona

Na początku czerwca weszłam na stronę prywatnej praktyki lekarskiej dr Kochańskiego. Strona ma rozszerzenie biz.pl i widać tam mnóstwo marketingu - wyważone kolory, delikatne kwiatki, informacja, że klient nasz pan. Skoro da się więc zrobić badanie synkowi szybciej niż na drodze długiej kolejki do NFZ, szukam na stronie kontaktu do praktyki.

odsłona II -wita nas Vita

Kontakt wskazuje na przychodnię - jedną z najstarszych we Wrocławiu spółdzielni lekarskich - VITA. Życie, znaczy. Dzwonię, umawiam na 22 czerwca, dowiaduję się, że 180 zł. Przełykam.

odsłona III - recepcja

Widzę, że nowoczesność nastała w Vicie. Ogromna lada recepcji na parterze, komputeryzacja i nawet elektroniczny dystrybutor wody - bez kranów, za to gdy pani kasuje mnie czytnikiem kart na kwotę 180 zł, Grzybkowi udaje się nalać cały kubek wrzątku. Zostaję miło pokierowana na piętro pierwsze, gabinet 102. Wsiadamy do windy i nie wiemy wtedy jeszcze, że to ostatni ślad innowacyjności w tym miejscu.

odsłona IV - gabinet

Korytarz już nie wróży dobrze - stare drzwi do gabinetów, jak za komuny. Uchylamy drzwi do "naszego" gabinetu. I wtedy wieje zgrozą. Ściany dawno zapomniały swej bieli, przyczernione po wysoki sufit, kafle gierkowskie od strony umywalki. Stare, niewymienione okno wychodzi na świetlik poniemieckiej kamienicy, klaustrofobiczną odrapaną i szarą przestrzeń. Pod tymże oknem obita zielonym skajem leżanka, na której Grzybek ma zasnąć snem błogim, by badanie się udało.

odsłona V - elektrody

Pani doktór wyciąga czepek z powiązanych plastikowych rurek, który wygląda, jakby miał trzydzieści lat. Mówię, że do tej pory mieliśmy do czynienia z gotową czapeczką na żel, a nie jedynie stelażem. Pani doktór powiada, że dokładność zapewnia tylko trzymany w jej ręku sprzęt medyczny. Grzybkowi na głowę stelaż nakłada i zaczyna z pudełka po lodach z wodą wyciągać elektrody. Znaczy guziczki, gwinty śrubek owinięte czymś, co przypomina stary bandaż, bo szare i zmechacone, i się odwija, i pani wyciska do pudełka wodę, zwija z powrotem na śrubki, i Grzybkowi pod stelaż montuje. Głowa Grzybka ocieka wodą, dziwię się, że w milczeniu te strugi wody znosi.

odsłona VI - łóżko

Wyciągam przezornie własną poduszkę i pani doktór mówi, że nie można. Zamiast tego rozkłada pod głowę papier. Grzybek posłusznie kapiąc wodą się kładzie. Proszę o kocyk. Pani doktór zdziwiona powiada, że na terenie przychodni koca nie ma. Wyciągam swój cienki sweterek, starcza na brzuch Grzybka. Na nogi jego rezerwowy polar, stopy wystają. Pani doktór przyczepia do mokrych gałganków przewody i mówi: a teraz dziecko śpij.

Ja wiem, że on nie zaśnie, nikt normalny by w takich warunkach nie zasnął. Mimo to odliczam do 234, głaszczę, obiecuję nagrodę za ładne spanie. Na zewnątrz gabinetu gwar, co chwila trzaskają drzwi, dzwonią komórki. Grzybek nie śpi, choć ma zamknięte oczy; zaciska piąstki, po czym mówi:

odsłona VII - mamo, to mnie dusi

Czepek pod brodą dusi, powtarzam pani doktór, która mówi: musi dziecko dusić, bo elektrody odpadną; nie myśl o tym, tylko szybko śpij, bo pół godziny już leżysz, a mamy czas do siódmej, całą przychodnię zamykają wtedy.
Po godzinie pani doktór mówi, to bez sensu, on nie zaśnie, źle pani dziecko przygotowała. Ja na to, że tak źle wyposażonego gabinetu jeszcze w życiu nie widziałam. Nie robi to na pani doktór wrażenia, od dziesięciu lat badania tu robię i dzieci zasypiają. Chciałabym odpowiedzieć, że właśnie trzeba było wyjść z tego okropnego miejsca i zobaczyć, jak to się robi gdzie indziej. Mówię dziękuję, żegnam się chłodno.

Idziemy z Grzybkiem na lody i z nimi wjeżdżamy na dach galerii handlowej. Będąc lżejszym o 180 zł, to całkiem łatwe. Stąd widać cały Wrocław. To w nagrodę na bycie dzielnym, mówię.

Badanie musimy powtórzyć. Najchętniej w Szwecji, ale to marzenia, of kors.

3 komentarze:

  1. Coś w tym jest, że im lepiej wyglądająca przychodnia, tym bardziej monitory w gabinetach zakurzone i pożółkłe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczesliwie nie pani doktor a w porywach doktorowa (z wyksztalcenia technik) to byla. Wiem, ze to marne pocieszenie dla Was, ale - na Boga - moze z lekarzem bylby lepszy kontakt. Dajcie mi w to wierzyc :)
    mero

    OdpowiedzUsuń
  3. To pani technik i chyba żona prywatnej praktyki. Ciekawe, czy będzie pozew.
    W przychodni dobrze wyglądał tylko czytnik kart.

    OdpowiedzUsuń