Gdyby ktoś dociekał, gdzie jestem, to odpowiadam, że przy malowaniu wielkoformatowych dekoracji do przedstawienia kółka teatralnego w klasie Skakanki. Kossak i Szczuka nie mieli syna na L4, co znacznie na pewno ułatwiało im pracę. Dzieci spoglądają krzywym okiem, że mama sama, w dodatku dokonawszy aneksji pokoju jednego z nich, na czworaka na podłodze pędzlem po rulonie maże.
Mazy nie są najgorsze, choć to sztuka prymitywna. Gdyby nie goniący termin przedstawienia (oraz pewne przykrości z nim nie związane), byłoby to ziszczeniem się marzenia o luźnym tygodniu, pełnym przyjemnej pracy społecznej. W bajecznych kolorach, z krzywym światłocieniem (EyesWideOpen by się załamali zgodnie, ale już ich syn, ilustrator literatury dziecięcej, nie:), i z galerią ścierek suszących się nad piecem.
Naprawdę mogłabym tak na co dzień. Że też nikt nie składa mi żadnych ofert lekkiej, łatwej i przyjemnej pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz